Na czym ma polegać podwyżka podatku od najmu i jakie są jej cele?
Obecnie wielu Polaków rozlicza wynajem mieszkań korzystając z 8,5% ryczałtu. Liczba takich osób znacząco wzrosła w ostatnich latach. Mowa jest już o około milionie Polaków korzystających z tej formy opodatkowania.
Jak donosi serwis money.pl, Ministerstwo Finansów rozważa podwyżkę podatku dla osób wynajmujących mieszkania. Podobno pomysł ten promuje Andrzej Domański (szef resortu), który chciałby tym samym osiągnąć dwa cele. Pierwszy cel jest oczywisty: zwiększenie wpływów do budżetu państwa. Drugim celem ma być zmuszenie Polaków, aby inwestowali pieniądze na rynku kapitałowym zamiast w nieruchomości. Wzorem dla ministra Domańskiego ma być model amerykański, gdzie obywatele inwestują nie tylko w nieruchomości, ale także w fundusze inwestycyjne i spółki giełdowe. Ta zamiana kultury inwestycyjnej ma być osiągnięta poprzez zastosowanie bodźca podatkowego. W dyskusji, jaka w ostatnich dniach przelała się przez Internet, podwyżka podatku była (przez jej zwolenników) nazywana „prorozwojową”.
Co tym myśleć? Co do zwiększenia opodatkowania, to cel jest jasny i możliwy do zrealizowania: złupić obywateli kolejną podwyżką podatków. W całej tej sprawie ciekawsza jest jednak druga kwestia. Czy podwyżka podatku od najmu może zmienić kulturę inwestycyjną Polaków? Czy sprawi ona, że Polacy zaczną więcej inwestować na giełdzie?
Czy podwyżka podatku (ryczałtu) od najmu może zmienić kulturę inwestycyjną Polaków?
Nie jest tak, że Polacy nie wiedzą czym jest giełda. Od 1989 roku miliony Polaków miały z nią do czynienia. Czy to były pozytywne doświadczenia? Zdecydowanie nie. Oczywiście jest grupa osób, które śledzą serwisy ekonomiczne i potrafią inwestować. Dla większości jednak doświadczenia giełdowe mają posmak straty finansowej. Dla przeciętnego obywatela giełda to jeden wielki przekręt: może gdzieś w Londynie lub Nowym Jorku są giełdy, gdzie ma miejsce uczciwa gra sił ekonomicznych, ale na pewno nie u nas, gdzie panują nieudolność i tumiwisizm organów nadzoru i ścigania. Czy ta opinia jest sprawiedliwa? Nie wiem, ale wydaje mi się, że tak.
Dekadę temu wałkowana była afera Amber Gold. Czy to była ostatnia piramida finansowa? Nie. W międzyczasie istniały i istnieją nadal inne piramidy finansowe. W czasie, gdy wybuchła afera Amber Gold, miałem okazję rozmawiać z twórcą innej (nieco mniejszej) piramidy finansowej. Dziwił się, że w sprawie Amber Gold zrobiło się takie zamieszanie, a jego nikt nie rusza. Facet był głęboko wierzący. Uczestniczył w licznych przedsięwzięciach religijnych. Może Pan Bóg się nad nim zlitował? Jak dalej potoczyła się jego historia, nie wiem. Wiem jednak, że tu i teraz działają piramidy finansowe. Jako przykład można podać działalność firm Aforti oraz Assay. Ludzie, którzy zainwestowali w nich swoje środki pod weksel, nie dostali zwrotu włożonego kapitału. Czy państwo traktuje tę sprawę tak poważnie, jak na to zasługuje? Czy będzie ono potrafiło wymóc na tych, którzy przyjęli inwestycje, aby je zwrócili inwestorom (np. znanej mi parze emerytowanych nauczycieli, którzy nieroztropnie zainwestowali w jedną z tych piramid wszystkie swoje oszczędności). Śmiem twierdzić, że nic takiego nie nastąpi. Kto dostał pieniądze, ten będzie mógł je pięknie wydać na kontemplację piękna rajskich wysp. Kto je włożył, ten będzie musiał pogodzić się ze stratą.
Ale jak to się ma do giełdy? A no ma się. Jeśli organy państwa nie są w stanie poradzić sobie z tak prostymi organizacjami, to jak mogą kontrolować skomplikowane wytwory inżynierii finansowej, jakimi są byty funkcjonujące w ramach giełd kapitałowych. Ludzie, którzy sami zarobili pieniądze, jakimi władają, nie są naiwni. Oni wiedzą, że spółkami giełdowymi zarządzają bardzo inteligentni prawnicy i ekonomiści. Wiedzą, że przewaga każdego takiego prawnika i ekonomisty nad najlepszym nawet urzędnikiem i kontrolerem jest miażdżąca. Przekręty na giełdzie wychodzą wtedy, gdy jeden z tych nadludzi doniesie na drugiego. Oczywiście gdyby zapytać o to kogoś z KNF-u, to żywo protestowałby przeciw takiemu uproszczeniu. Znam ich jednak. Wiem, że lotni nie są. Skompilowanych konstrukcji intelektualnych nie rozumieją. W dużej części są to absolwenci Wyższych Szkół Ekonomii i Wizażu im. profesora Koziołka Matołka. Naprzeciw siebie mają prymusów, którzy za darmo (czyli za państwowe pieniądze) uczyli się na państwowych uczelniach w Warszawie lub Krakowie (aby teraz państwo i jego poddanych łupić).
Tak to wygląda. Proszę mi teraz powiedzieć, czy ktoś, kto nie ma siły ani czasu śledzić wiadomości gospodarczych, może zainwestować pieniądze na giełdzie? Czy taka osoba może zrezygnować z pewnej i spokojnej inwestycji w nieruchomość (np. mieszkanie) na rzecz mechanizmów i instytucji, w które nie wierzy i których nie rozumie? Oczywiście minister Domański może antycypować, że takich ludzi, jak rzeczone małżeństwo emerytowanych nauczycieli, jest więcej i oni okażą się podatni na jego sprytną intrygę. Obawiam się jednak, że będzie inaczej. Nikt o zdrowych zmysłach nie sprzeda nieruchomości, żeby zainwestować w polską giełdę. No wyobraźcie sobie takiego człowieka! Co byście sobie o nim pomyśleli?
Zamiast zwiększenia kultury inwestycyjnej będziemy mieli podwyżki czynszów (ciężar ekonomiczny podwyżki podatków zostanie przeniesiony na najemców) oraz wzrost szarej strefy. Tu trzeba zauważyć jedną rzecz. Obecnie stosunkowo niskie opodatkowanie najmu równoważy drakońskie prawo lokatorskie, zgodnie z którym trudno wyrzucić najemcę, który nie płaci czynszu. Szara strefa rozwiąże wszystkie problemy właścicieli nieruchomości. Wynajmujący w ogóle nie będą płacić podatków, a gdy zajdzie taka potrzeba łatwo będą pozbywać się najemców, w czym będą im pomagać wyspecjalizowane organizacje, zajmujące się szybką realizacją powszechnie zrozumiałych norm społecznych. Już się tak zaczyna dziać. Wraca lokator, a tu walizki na ulicy na niego czekają. Tych, którzy twierdzą, że podwyżka podatku będzie „prorozwojową”, należałoby wysłać na reedukację do Wenezueli lub na Kubę. Rozwijać się będzie tylko wysokość czynszów, szara strefa, biurokracja i przestępczość.
Do tego dodać trzeba, że nikt (żaden polityk, urzędnik, kapłan, psycholog, poeta ani influencer) nie jest w stanie odwieść Polaków od realizacji potrzeb i marzeń w temacie nieruchomości. Jesteśmy chłopskim narodem. Jako niewolnicy byliśmy przez setki lat tak hodowani, aby nie marzyć o niczym innym jak o ziemi. Własna nieruchomość kręci nas bardziej niż narkotyki i seks. Nie chodzi o to, żeby mieć gdzie mieszkać. Chodzi o to, żeby ta norka / gniazdko / poletko / przestrzeń była nasza. Ja tak mam.
Podsumowanie
Podsumowując, podwyżka podatku kultury inwestycyjnej nie podniesie. Podniosą się za to czynsze, bo ceny w sklepach nie spadną, a wynajmujący będą musieli wyjść na swoje. Zwiększyć się może również szara strefa, bo przy najmie urząd skarbowy figę z makiem może sprawdzić (gdy między stronami umowy o najem wszystko idzie dobrze). W końcu serca Polaków biją tak, że nawet gdyby władza całkowicie zlikwidowała podatek Belki (czyli podatek od zysków kapitałowych) i zwiększyła podatek od najmu w drakoński sposób, to i tak nie będziemy inwestować w coś, co jest dla nas jednym wielkim przekrętem.
* * *
Swoją drogą trzeba odnotować, wredność obecnej władzy. Przed wyborami obiecywali przywrócenie starych zasad rozliczenia składki zdrowotnej i zniesienie podatku Belki? A co jest po wyborach? Żadna z tych zapowiedzi się nie zmaterializowała. Mamy za to podwyżkę podatku od najmu (która uderzy przede wszystkim w wyborców rządzącej koalicji) i ustawę o języku śląskim, przeciw czemu protestował niedawno nawet Bronisław Komorowski.